Surowy krajobraz Andów, które ciągną się na przestrzeni 9000 km, przyciągnął nas, ludzi o naturze tułaczej, żądnych przygód i wrażeń. Chcieliśmy poznać ten łańcuch górski, podróżując przez Peru, Boliwię aż do Chile.Bywałam w Peru i Boliwii już wcześniej, ale tym razem miałam zrealizować w roli pilota program „Daleko przez Andy”, obejmujący nieznaną mi jeszcze dżunglę, Salar de Uyuni i Atakamę.
Do zakochania wystarczy jeden krok, a my mieliśmy przejechać około 5000 km.
A więc było to tak:
Pewnego dnia zadzwonił do mnie marynarz i powiedział:
– Moim marzeniem jest spędzić dwudziestą piątą rocznicę ślubu z moją ukochaną żoną w dżungli. Zależy mi bardzo, żeby to właśnie tego szczególnego dnia znaleźć się tam razem z nią.
Podał dokładną datę i zapytał, czy jest to możliwe do zrealizowania.
Podjęłam wyzwanie. Wiedziałam już, że zabiorę ich do dżungli w Boliwii. Pozostało tylko znaleźć pozostałych członków ekipy, która wspólnie będzie świętować szczęście udanego małżeństwa mojego klienta.
Oczyma wyobraźni widziałam, jak szczęśliwy huśta się na lianach, udając Tarzana w Parku Narodowym Madidi. Wiedziałam, że marzy mu się porządny trekking i przygoda, a potem romantyczna noc wśród odgłosów natury. Pobudkę zorganizują okoliczne ptaki i małpy kołyszące się na ogromnych drzewach rosnących dookoła.
Marynarz dzwonił często, a ja namawiałam kolejne osoby. Termin się powoli zbliżał, ale wciąż nie mogłam potwierdzić grupy. W końcu zapisała się przemiła parka, dla której miała to być podróż poślubna. Niesamowite, pomyślałam, co za zbieg okoliczności. Jedni będą zaczynać podróż w małżeństwo, drudzy – świętować swoje 25-lecie.
Od tej pory jeszcze bardziej zależało mi na realizacji tej podróży. Wciąż jednak telefon milczał.
Kiedy marynarz zaczął się niecierpliwić i byłam już bliska odwołania wyprawy, rozdzwoniły się telefony. Najpierw zadzwonili pan i pani. Pan był rozwodnikiem, a pani wdową. Każde z nich miało wiele pytań. Po wyczerpujących odpowiedziach oboje zdecydowali się na podróż. Później dołączyli do nich ich przyszli współlokatorzy – singielka i samotny pan. Grupa liczyła osiem osób.
Wyruszyliśmy z końcem lipca 2009 roku.
Do Rurrenabaque dolecieliśmy samolotem. Najpierw była pampa i niezwykłe zwierzęta: rajskie ptaki, żółwie, kapibary, krokodyle, kąpiel z różowymi delfinami. Emocji wiele, humory dopisywały. Młoda para emanowała uczuciem pięknej, świeżej miłości. Marynarz opowiadał morskie opowieści i wysyłał miłosne, dojrzałe spojrzenia w kierunku swojej żony.
W końcu nastał TEN dzień. Dzień pełen przygód wśród wspaniałej przyrody. Wieczorem nasza kucharka przygotowała tort, a nasi przewodnicy zrobili niespodziankę dla pary: dwie piękne obrączki. Cudownie było patrzeć i świętować razem z jubilatami moment ponownego zakładania tych obrączek.
Do zakochania jeden krok, a my dojechaliśmy aż do Atakamy.
Rodząca się miłość tak przykuwała moją uwagę, że wybierając się na pustynię, na sandboarding, z wrażenia zapomniałam kupić sobie wodę. Jeszcze dziś śmieję się z siebie na to wspomnienie. Kiedy umierałam z pragnienia, w głowie wciąż słyszałam piosenkę Bajmu Nie ma wody na pustyni. Na szczęście zakochani nie dali mi umrzeć.
Tego dnia zaproponowałam im mój pokój i udałam się do towarzyszki podróży zakochanej wdówki, żeby jej nie było smutno.
Do dziś wspominają TEN dzień. Podróżowali już z nami wiele razy. Zawsze jak dzwonią, pytam:
– To ile już jesteście razem?
A on lub ona odpowiadają:
– Od dnia, kiedy pilotka dała nam swój pokój.
Ot, taki miłosny zbieg okoliczności na wyprawie „Daleko przez Andy”. NIECH ŻYJE MIŁOŚĆ!