COMODORO RIVADAVIA (ARGENTYNA)g

 

Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało. I o tym właśnie będzie ta opowieść.

Jakiś czas temu byłam liderem wyprawy do Argentyny i Chile. Argentyna jest niezwykła i do tego ogromna. Można by latać samolotami między najważniejszymi miejscami, tylko że wtedy nie zrozumiesz tego wielkiego kraju. Natomiast podróżując droga lądową, poznasz go lepiej.

10 hej przygodo (1) droga z valdes

Ernesto Guevara, zanim został Che, wraz ze swoim przyjacielem wyruszył w podróż po Ameryce na motocyklach właśnie po to, by poznać jej prawdziwe oblicze, i również siebie.

W skrócie wygląda to tak: opuszczasz miasto i jedziesz wiele godzin. I nie ma nic, dosłownie nic. Widzisz drogę, potem jeszcze raz drogę, i znowu drogę. I wtedy pojmujesz, że droga jest celem twojej podróży. Gdzieś w tym surowym krajobrazie znajdziesz szyby naftowe, które świadczą o bogactwie kontynentu południowoamerykańskiego w ropę naftową. Podczas postoju poczujesz wiatr. Wieje mocno, więc warto rozejrzeć się za kondorem przelatującym nad twoją głową. Kondor to mistrz wykorzystywania prądów powietrznych i dzięki tamtejszym wiatrom może przemierzać patagońskie przestrzenie. Możesz też dotrzeć na koniec świata – do Ushuaia, najdalej na południe wysuniętego miasta na Ziemi, skąd już tylko żabi skok (mniej więcej 1000 km) na Antarktydę.

Akademik Ioffe in Antarctica
Akademik Ioffe in Antarctica

Taka jest Argentyna.

W tej drodze są perełki. To parki narodowe rozsiane po całym kraju, między innymi Park Narodowy Nahuel Huapi z czarnym lodowcem w roli głównej, spektakularny lodowiec Perito Moreno, majestatyczne szczyty Fitz Roy i Cerro Torre, dalej Park Narodowy Ziemi Ognistej z niesamowitą, odmienną roślinnością z końca świata. Widoki tych miejsc zapierają dech w piersiach, przyciągają turystów, którzy chcą patrzeć w dal. Ale Argentyna przyciąga też ludzi aktywnych, którym w pięknych okolicznościach przyrody marzą się długie wędrówki w wygodnym obuwiu trekkingowym z kijkami do nordic walkingu.

Nasza podróż była długa, czasem nużąca. Korzystaliśmy z autobusów liniowych. Zasięg w telefonach ginął na długie godziny, pojawiał się dopiero w miastach. Przemierzaliśmy wschodnie wybrzeże Argentyny i tak dotarliśmy do Comodoro Rivadavia. Jeśli nazwa Wam się podoba i już googlujecie, co tam ciekawego jest, spieszę z informacją: nie ma tam nic. To po prostu miasto na naszej trasie, przymusowy przystanek.

13 comodoro rivadavia (1)

Moja grupa to podróżnicy; przejechali już wiele setek kilometrów i zwiedzili kilka kontynentów. Każde miejsce było po coś: tutaj cud natury, tam perła architektury, gdzie indziej prastare cywilizacje lub nowoczesne metropolie. Tym razem mamy przystanek w mieście, w którym nic nie ma. Ponieważ natura ludzka już taka jest, oberwało mi się trochę jako liderowi i organizatorowi wyprawy. Pytali: „Po co nas tu przywiozłaś?”. A ja, szukając pozytywów, odpowiadałam: „Przyjechaliśmy w nieznane, odkrywajmy”.

Wysiadamy na dworcu. Dworzec jak dworzec, niewiele różni się od naszych. Obok, w barze szybkiej obsługi napełniamy nasze puste żołądki. Przychodzi czas na znalezienie noclegu. Wchodzimy do hoteliku, by zapytać o cenę pokoju. Hotelik wygląda przyzwoicie, wszystkim się podoba. Na ścianie cennik: 20 dolarów za godzinę, 30 dolarów za dwie, a za nocleg 50. Drogo, ale akceptujemy, bo nie mamy innego wyjścia. Śmiejemy się, gdy dociera wreszcie do nas, jakim celom może służyć jedyny hotel, jaki udało nam się znaleźć.

Nadmorskim „kurortem” w tej okolicy jest małe miasteczko Rada Tilly. Ta egzotyczna nazwa pobudza wyobraźnię. Naszym przewodnikiem będzie znajomy Argentyńczyk, kolega innego pilota. Dzięki uprzejmości ich obu mamy przyjemność spędzić czas z Omarem. Pakujemy ręczniki, stroje kąpielowe i lokalnym autobusem wraz z pasażerami śpieszącymi się do pracy jedziemy na plażę.

Na miejscu naszym oczom ukazuje się ogromna, pusta plaża z ciemnym, miękkim piaseczkiem. Jest wesoło, rozmowy z Omarem, który świetnie mówi po angielsku, pozwalają mi chwilę odpocząć od tłumaczenia. A moja grupa może zaspokoić swój apetyt na wiedzę na temat życia w Argentynie bezpośrednio od Argentyńczyka.

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

Omar z dumą opowiada o swoim przemysłowym mieście. Mówi, że są tu najwyższe zarobki w kraju i że obowiązują dwie waluty: peso argentyńskie i bony naftowe (akceptowane w sklepach). Część pensji tak właśnie jest wypłacana robotnikom. W końcu musimy znów napełnić żołądki i zaczyna się poszukiwanie knajpki. Jednak ku rozpaczy Omara i naszej (jako że nie był to okres wakacyjny w Argentynie) żadnej nie możemy znaleźć. I po raz kolejny moi towarzysze podróży okazują swoje niezadowolenie. Wypominają mi, po co tu przyjechaliśmy. Nie pomagają żadne tłumaczenia. Do dziś pamiętam tę frustrację, ale mimo to właśnie to miejsce gości w moich wspomnieniach.

Jakieś 200 km dalej od Comodoro Rivadavia (czy nie piękna jest ta nazwa?) czekał nas cud natury – skamieniały las w Sarmiento. Wyruszyliśmy tam, by poczuć się znowu dobrze, odkrywając i podziwiając piękno świata. Skamieniałe pnie drzew przypominają długą historię tego miejsca sprzed setek lat. Kiedyś Argentynę porastała bogata roślinność. Klimat się zmieniał, poziom wód podniósł i rzeki zalały dżunglę. Później ziemie Patagonii zaczęły schnąć na skutek efektu cieplarnianego. Tu drewno stało się kamieniem.

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

Do Comodoro warto było przyjechać. Teraz, z perspektywy czasu, umiem to lepiej wytłumaczyć. Patagonia to nie tylko nieograniczone przestrzenie, piękno natury, ale też świat, który wymaga dużo od ludzi. Jest tam surowy klimat i izolacja robotnika goniącego za mieszaniną różnych węglowodorów, na której opiera się świat. Do tego ten depresyjny krajobraz i codzienny wiatr wiejący z prędkością 100 km na godzinę (zastanawiasz się niekiedy, czy murowany budynek przetrwa noc). Z tamtej podróży po Patagonii pozostała mi taka sentencja: wszystko dzieje się po coś i nie zawsze od razu wiemy, dlaczego los zaprowadził nas w dane miejsce. Czasem to coś skłania nas do refleksji, która buduje odpowiedzi na pytania zadane w zupełnie innym miejscu i czasie.

Jakieś pięć lat później jeden z uczestników tej wyprawy odwiedził mnie w Poznaniu. Rozmawialiśmy o życiu, o znajomych, o wyjazdach. I nagle powiedział dumnie: „Wiesz, ostatnio oglądałem program telewizyjny o Comodoro Rivadavia. Był bardzo ciekawy. Mówiono o ropie naftowej, o sytuacji ludzi tam mieszkających. I przypomniałem sobie, że tam byliśmy”. A ja się w głębi duszy uśmiechnęłam.

 

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s