Po powrocie z Ugandy
Jeszcze czuję afrykański zapach gorącego kurzu przeplatanego zapachami spotykanych zwierząt.

Jeszcze słyszę śpiewy ptaków, szczególnie tych nad jeziorem Bunyonyi zwanym jeziorem małych ptaków, których śpiew obudził mnie o poranku oraz niesamowite dźwięki nocy spędzonej przed spotkaniem szympansów w Parku Narodowym Kibale.
Jeszcze czuję swoje bicie serca podczas bliskich spotkań z szympansami, słoniami, dostojnymi żyrafami. Przypominam sobie każdą minutę z godziny spędzonej z gorylami w nieprzeniknionym lesie Bwindi w Ugandzie, kraju środkowej Afryki do którego chcę wracać by czuć, że życie w naturze jest piękne i tak inne niż to, które stworzyliśmy sobie w naszej Europie.
Zamykam oczy i widzę zachody słońca, niesamowicie piękne mieniące się różnymi barwami w tym zielonym, jakby zjawisko zorzy polarnej pokazało się na równiku.

Uwielbiałam w Ugandzie
Uwielbiałam patrzeć na przewożone na rowerach, motocyklach, głowach ludzi, wielkich ciężarówkach matoke-banany.
Uwielbiałam przyglądać się straganom pełnym dorodnych awokado, mango, arbuzów, pysznych ananasów, bananów tych malutkich słodkich i tych przeznaczonych do smażenia, zielonych jak zielona jest ta republika bananowa Uganda.

Krajobraz pól herbacianych, plantacje kawy też uwielbiałam i myślałam wtedy, że Uganda może wyżywić całą Afrykę, tylko gdyby była dobrze prowadzona gospodarczo.
Pada tu obficie co trzy miesiące, wystarczy na dobre zbiory plonów.

Trzewikodziób na szczęście
Nasza podróż rozpoczęła się deszczem, tak solidnym, że byliśmy przerażeni i zmartwieni.
Przylecieliśmy do Entebbe nad jeziorem Wiktoria, mieście, które jest siedzibą prezydenta kraju Yoweriego Museveniego, a objął rządy po zamachu stanu i rządzi nieprzerwanie już przez 30 lat w pewnym sensie zapewniając stabilizację polityczną kraju.
Nas polityka specjalnie nie interesowała, za to intrygował nas duży drapieżny ptak występujący w tym rejonie, narażony na wyginięcie, potomek dinozaura i do niego podobny trzewikodziób.
Wyruszyliśmy więc na bagna jeziora Wiktorii i z dużej łódki przesiedliśmy się do małych czółenek by przedzierać się przez bagno odganiając porastające wszędzie fioletowe lilie wodne.
Trzewikodziobów żyje tam około 15 osobników, więc radość ujrzenia jednego z nich była tym bardziej ogromna i przygoda z trzewikodziobem została do końca wyprawy naszym wspomnieniem w rozmowach.
Sądziliśmy nawet, że to właśnie ów ptak sprawił, że potem mieliśmy szczęście na niesamowite spotkania ze zwierzętami w Parku Murchinson Falls, Queen Elizabeth Park nazwanym tak na część Królowej Elżbiety, która pokochała ten park i zażyczyła sobie by nazwać go jej imieniem (tak przekazują to mieszkańcy). Szczęście dopisywało nam również w w Parku Narodowym Kibale, miejscu występowania szympansów oraz w lesie Bwindi królestwie goryli.
W oczekiwaniu na najważniejszą atrakcję przeżywaliśmy wspaniałe momenty.

Safari

Safari jest zawsze inne, nigdy nie wiemy co się za chwile wydarzy.
Przechodząca przed nami hiena oświetlona lampami naszych samochodów terenowych, wielkie stado żyraf na tle Nilu, poruszających się z gracją, przytulających się do siebie i tak dobrze oświetlonych słońcem, że nie mogliśmy przestać robić zdjęć i milczeć w zachwycie.
Afrykański słoń witający nas u bram wjazdu na Ishaka Road, części Parku Queen Elizabeth, gdzie można wypatrywać lwów odpoczywających na drzewach. Nam dane było zobaczyć lamparta na drzewie zamiast lwa, ale widok był tak cudowny, że całkowicie rekompensował.


Białe nosorożce
Wymarłe nosorożce białe zostały przywrócone w Ugandzie w Ziwa Rhino Sanctuary. To tutaj odbyliśmy pieszą wędrówkę po sawannie do zwierząt, żyjących teraz na wolności, a podglądanych przez turystów w towarzystwie strażników, którzy dbają o ich bezpieczeństwo przed największym ich wrogiem, którym niestety jest człowiek. Grupy przestępcze z Azji, zlecają kłusownikom zabijanie nosorożców w celu pozyskania ich rogu. Azjatycka medycyna stosuje sproszkowany róg jako środek na potencję.
Białe nosorożec mylnie przetłumaczony kiedyś, bowiem nazwa pochodzi od słowa wide-szeroki, a nie white biały, zwracając uwagę na szeroką wargę zwierzęcia, a analogicznie czarnym nosorożcem do białego nazwano osobnika o spiczastym nosie.


Goryle górskie
Goryle górskie były celem naszej wyprawy i cieszyliśmy się z tego, że dzień ten miał dopiero nadejść.
Podróż do Lasu Bwindi to podróż w górę. Mijając pola upraw herbaty wjeżdżamy naszym jeepem na wysokość 2400 m n.p.m. Wreszcie jest chłodno w Afryce.Nasza lodge to domki zbudowane na palach z widokiem na nieprzenikniony, gęsty równikowy las.Wieczorem w cudownej ciszy patrzymy w dal i myślimy tylko o gorylach, które są tak blisko nas.Te człekokształtne małpy walczą o przetrwanie, a teraz doświadczają prawdziwego baby boomu.W ostatnich czasie po pandemii urodziło się około 10 małych goryli. I pewnie jest to efekt braku turystów, zwierzęta zostawione w spokoju miały mniej stresu, a tym samym czuły chęć wychowania potomstwa. Jednak trzeba sobie powiedzieć jasno, że bez turystów nie będzie pieniędzy w Ugandzie na ochronę przed kłusownikami.
Ostatnio zabójca goryla w 2018 przyznał się do winy i został skazany na 11 lat więzienia, co świadczy o tym, że strażnicy i panstwo jest czujne.
Wcześnie rano, po rolexach na śniadanie (narodowe danie Ugandy-naleśnik, omlet zwinięty z warzywami lub innymi dodatkami) wyruszyliśmy na wędrówkę przez gęsty las.
Rodzina goryli, którą dane nam było zobaczyć nie była daleko. Trekking był przyjemny i przedzieraliśmy się przez las dosłownie. Nasi przewodnicy mieli maczety. Było gęsto bez ścieżek, pięknie i tajemniczo.
Założyliśmy maseczki kiedy byliśmy już w ich otoczeniu. Goryle mogą złapać od nas przeziębienie i przechodzą to bardzo źle. Pierwsze momenty były bardzo emocjonujące.
Goryl chciał się z nami bawić, uderzył lapami o podłoże, następnie podszedł w kierunku nas i odepchnął jedną z nas delikatnie, ale my w przerażeniu jednak bez słowa zaczęliśmy się wycofywać.
Przewrócilam się na gałęzie i wstrzymałam oddech. Potem przewodnicy prowadzili nas za gorylami. Byliśmy bardzo blisko i obserwowaliśmy ich zachowania, również maluchy, które były z mamami. Kolejny bliski kontakt to była nieudana próba zdobycia maskotki przytroczonej do plecaka jednej z uczestniczek naszej wyprawy. A na koniec kopniaka dostał jeden z naszych turystów. Ponoć na szczęście , więc będzie mu się powodzić.
Na sam koniec naszym oczom ukazał się samiec alfa ze srebnym pasem na plecach. Wszystkie samce goryli mają taki pas, a pojawia się on około 13 roku życia.
Jak przechodził koło mnie to wpatrywałam się tak dokładnie, że zapomniałam zrobić zdjęcie.
Z Bwindi jechaliśmy podekscytowani i zachwyceni nad jezioro Bunyonyi. Bliskie spotkania z gorylami spełniły nasze oczekiwania. Nadszedł czas na odpoczynek i spotkania z ludźmi Ugandy.
Ale o tym to już w kolejnym opowiadaniu o losach pewnej wioski o dźwięcznej nazwie Kakoko nad jeziorem Bunyonyi.







